czwartek, 24 kwietnia 2014

Kocing w Mójczy

Aby trochę ulżyć Jolly w bólu, pojechaliśmy dzisiaj do Mójczy na kocing.Wcześniej wpadliśmy do zoologa i kupiliśmy kilka przysmaków i gumowych gryzaków. Na świeżym powietrzu posiedzieliśmy jakieś 2h, Jolly oczywiście razem z nami. Przespacerowała się troszkę, wyprostowała nogi. Miała oczywiście założone buty ochronne. Po kocingu wróciliśmy do domu.
 Jolly, jest nadal osłabiona, śpi więcej niż zazwyczaj, opatrunki zmieniamy, nadal podajemy antybiotyki, probiotyki, itp. Rana ładnie się goi, oby tak dalej. Oby te szwy się nie rozeszły... Miejmy nadzieję, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej. Grunt, że Jolly ma apetyt. Mam wrażenie, że je więcej niż przed zabiegiem... i dobrze! W końcu trzeba ją troszkę utuczyć ;-)  Chęć do zabawy również ją nie opuszcza, to dobry znak! Niestety nogi jeszcze nie pozwalają na swobodne spacery i szaloną zabawę. Musimy uzbroić się w cierpliwość i będzie dobrze.





WielkaMocny trening z Iwoną Gołąb

Tegoroczne święta Wielkanocne były nie tylko czasem zabawy, odwiedzin i święcenia, ale też pracy. W lany poniedziałek wybraliśmy się na WielkaMocny trening agility, który poprowadziła Iwona Gołąb. Terning odbył się w Krakowie. Jolly, była bardzo dzielna i świetnie sobie radziła podczas pierwszych lekcji na torze przeszkód. Jedyne co jej sprawiało trudność to odgłosy biegających przez tunel psów. Było to dla niej coś dziwnego, czego niestety się bała. Jednak po szaleństwie z szarpakiem (miałam biegać jak naćpana) Jolly pomalutku trema przeszła i było coraz lepiej. Podczas treningu dostałyśmy dużo cennych rad od Iwony. 
Teraz mamy skupić się nad:
-posłuszeństwem,
-chodzeniem po prawej stronie,
-mamy nadal klikać i całą dawkę jedzenia przeznaczać na nagrody podczas treningu. Jeśli okaże się, że coś zostało tzn., że trening nie był zbyt dobrze przemyślany,
-jako przysmaki wypiekać wątróbkowe ciasteczka,
-przysłuchiwać się przeróżnym dźwiękom,
-ćwiczyć krótko, jednak do 6/7 razy dziennie,
-robić własne szarpaki, najlepiej polarowe, długie,
-nauczyć się obiegania tyczek z nisko ułożoną głową.
Na to wszystko mamy około 2 miesięcy. Iwona zaproponowała konsultacje drogą internetową, przesyłani filmików z treningów, itp. dlatego tym bardziej będziemy zmobilizowane i będzie nam łatwiej osiągnąć zamierzone cele. 
W lipcu wybieramy się na kolejne warsztaty z Iwoną. Tym razem będą 2-dniowe i odbędą się w Kielcach. 





 P.s. Zdjęcia zostały wykonane przez Natalię Łysak, za co dziękujemy:-)

wtorek, 22 kwietnia 2014

...jak nie głowa, to łapki :-(

Po radosnych Świętach, chciałoby się napisać coś dobrego, opowiedzieć to i tamto, ale.... Niestety nie mam teraz do tego głowy. Opowiem o świętach trochę później... Może za kilka dni... Ech, nigdy nie może być dobrze. Zawsze COŚ :-(
Dzisiaj wróciłam z Jolly do Kielc... Jechałyśmy w samochodzie prawie 3h, droga była trochę męcząca, dlatego chciałam wynagrodzić Jolly te 3h w trasie-miłym spacerkiem nad zalewem i wspólną zabawą. Tak było na początku, dopóki Jolly nie weszła do wody, którą chcąc nie chcąc uwielbia. Weszła raz, było super, nawet ja rzuciłam jej blisko brzegu mały patyczek, grzecznie przyniosła. Gdy chciałam już pójść dalej odwróciłam się, a Jolly wychodząc z zalewu kulała na łapkę. Okazało się, że bardzo mocno przecięła sobie nie jedną, tylko dwie tylne łapy!! Krew dosłownie kapała... Obie łapki były we krwi... Pobiegłam z nią do najbliższego weterynarza, na chodniku zostawiała czerwone ślady :-(:-( Możecie sobie więc wyobrazić jak to wyglądało.... :-( Weterynarz, od razu dał narkozę, zaczął oczyszczać ranę i rozpoczął szycie. Rana była naprawdę głęboka. Masakra! Tak bardzo chciałam ją ochronić przed usypianiem, gdy rozeszły się szwy. Jeździłam, po kilku weterynarzach, żeby coś dało się na to zaradzić-i udało się. Maść ze srebrem (na zamówienie w aptece) działa cuda! A teraz taka przykra historia...
 Teraz Jolly, leży obok mnie na łóżku. Jest jeszcze senna. Nie może chodzić. Ma zabandażowane łapy. Opatrunek mamy zmieniać i przemywać rivanolem 2xdziennie, do tego antybiotyk, leki przeciwbólowe, probiotyki.... Zdecydowałam się jeszcze kupić buty ochronne, żeby nie podrażniała sobie tych łapek...
Znowu to samo przez 2 tygodnie... :-(:-(:-(  Najgorsze jest to, że Jolly powinna ograniczyć chodzenie do minimum. Inaczej istnieje prawdopodobieństwo, że szwy mogą się rozejść.... Ale jak to zrobić skoro to nie jest mops tylko border? Za tydzień idziemy do kontroli...
Nie mam siły. Jestem zmęczona już tymi atrakcjami.

sobota, 19 kwietnia 2014

Happy Easter! :-)

Z okazjo Świąt Wielkanocnych życzymy wszystkim właścicielom czworonogów wszystkiego co najlepsze! Smacznego jajeczka! Wspaniałego nastroju! Efektów szkoleniowych! I czego tylko Wam potrzeba do szczęścia! Pozdrowionka :-)


środa, 9 kwietnia 2014

To skomplikowane...

Miało być już wszystko w porządku, ale niestety tak nie jest. Dwa dni temu Jolly, rozeszły się szwy. Masakra. Znowu stres, wizyta u weterynarza. Koszmar! Pierwszy wet. (który podjął się całego zabiegu) zdziwił się, że się wszystko rozeszło. Pojechaliśmy więc do drugiego weterynarza, który stwierdził, że dajemy narkozę, antybiotyk i na stół, żeby szyć drugi raz. Nie chciałam, aby Jolly kolejny raz przeżywała stres związany z narkozą, pozostawieniem w lecznicy itp., więc.... Dzisiaj pojechałam do trzeciego weterynarza, aby uzyskać już ostateczną opinię... i dobrze zrobiłam! Weterynarz stwierdził, że rana pomalutku zagoi się sama przy użyciu specjalnej maści, antybiotyków i rivanolu. Jolly, nie będzie usypiana i wszystko będzie w porządku. Uff..... Jak dobrze! Aż mi lżej... Mojej suni pewnie też. 
Jolly, jest członkiem naszej rodziny i nie chcemy, aby była narażana na stres, ból i cierpienie. Bardzo się cieszę, że jest inne wyjście niż narkoza, wenflon i mnóstwo stresu. 
Pozdrawiamy i mam nadzieję do pozytywnego zobaczenia!

sobota, 5 kwietnia 2014

Foto-sesyjka w Umrze

Wolny dzień, to zawsze okazja do krótszego, bądź dłuższego wypadu. Dzisiaj pojechaliśmy nad zalew w Umrze. Nazwa miejscowości faktycznie niezbyt optymistycznie zachęcała nas do jej odwiedzenia , ale ostatecznie zatrzymaliśmy się i strzeliłam Jolly, krótką sesyjkę fotograficzną. Jeśli chodzi o robienie zdjęć to muszę jeszcze trochę poćwiczyć, ale... wszystko w swoim czasie. Poniżej, kilka fotek z dzisiejszego dnia. 







piątek, 4 kwietnia 2014

Wszystko OK!!! :-)

Co tu dużo pisać. Z Jolly jest wszystko OK!!! :-) Badania nic nie wykazały, cała zmiana to TYLKO narośl, która nie ma w sobie żadnych pierwiastków nowotworowych. Jolly, jest w pełni zdrowa! W środę, 9 kwietnia idziemy na ściągnięcie szwów. Pan weterynarz powiedział, że wszystko ładnie się goi. Super! :-) Po wizycie u wet. poszłyśmy uczcić dobre wiadomości nad rzeczkę. Zdjęcia z dzisiejszego spaceru:



wtorek, 1 kwietnia 2014

Zabieg :-(

Jolly, od szczeniaka miała na główce niewielkie znamię. Nie przejmowałam się tym zbytnio, bo była pełna energii, uwielbiała się bawić, biegała, szczekała, nie była osowiała... i tak jest do teraz. Ale postanowiłam to sprawdzić i niestety weterynarz stwierdził, że narośl trzeba usunąć. Jollunia moja kochana, 28 marca o 12:30 miała zabieg. Była pod całkowitą narkozą-koszmar! Pojechaliśmy odebrać naszą biedę dopiero o 17:00, dopiero wtedy się wybudziła. Była zasiusiana, oczka jeszcze się kleiły-masakra:-( Na szczęście już po wejściu do domu pokazała swoje oblicze i pierwszą rzeczą którą zrobiła była zabawa z piłką. Uff, jak dobrze, że wracała do siebie. Wieczorem już się bawiła, a rano obudziła się jak nowo narodzona:-) Próbka pobrana przy okazji zabiegu, została oddana do analizy. Wyniki mają być najpóźniej w piątek. Mam nadzieję, że nic nie wykryją.... Trzymajcie kciuki!

Dog Show in Katowice!

Nie napisałam relacji z Katowic, bo jakoś tak ten czas szybko zleciał, nawet nie wiem kiedy rozpoczął się kwiecień. Ale teraz chociaż w skrócie napiszę nasze spostrzeżenia po tej psiej imprezie.
Byliśmy na miejscu około 09:00, chcieliśmy spokojnie rozłożyć się koło ringu, kilka razy pobiegać na ringówce, poćwiczyć postawę, wskoczyć na ring i zdobyć pierwsze miejsce. Niestety wszystko poszło inaczej. Moja piękna Jolly otrzymała ocenę dobrą. Ale sędzina (Brenda Banbury) była naprawdę bardzo sympatyczna. W opisie napisała: "Potrzebuje czasu żeby dojrzeć, górna l. prawidłowa, długi ogon, dobry kąt, ale powinna być mocniejsza w kośćcu i w budowie. Mało sierści."
Bierzemy sobie uwagi do serca i działamy dalej. Na ring weszłyśmy o godzinie 15:00, zamiast o 12:30. Opóźnienie dało nam w kość, Jolly już usypiała. W naszej klasie było aż 8 suczek, także konkurencja była spora. Na wystawie spotkaliśmy Sheile (siostrę Jolly), Sandrę (właścicielkę Sydneya), przyjechała również Agnieszka (z hodowli Fifty five) wraz z rodziną. Bardzo miło było się spotkać i porozmawiać o BC. 

Póki co, dajemy sobie trochę oddechu od wystaw. Dlaczego? O tym w następnym poście. 

Fot. Siostrzyczki. Od lewej: Sheila, dalej Jolly.