czwartek, 24 kwietnia 2014

Kocing w Mójczy

Aby trochę ulżyć Jolly w bólu, pojechaliśmy dzisiaj do Mójczy na kocing.Wcześniej wpadliśmy do zoologa i kupiliśmy kilka przysmaków i gumowych gryzaków. Na świeżym powietrzu posiedzieliśmy jakieś 2h, Jolly oczywiście razem z nami. Przespacerowała się troszkę, wyprostowała nogi. Miała oczywiście założone buty ochronne. Po kocingu wróciliśmy do domu.
 Jolly, jest nadal osłabiona, śpi więcej niż zazwyczaj, opatrunki zmieniamy, nadal podajemy antybiotyki, probiotyki, itp. Rana ładnie się goi, oby tak dalej. Oby te szwy się nie rozeszły... Miejmy nadzieję, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej. Grunt, że Jolly ma apetyt. Mam wrażenie, że je więcej niż przed zabiegiem... i dobrze! W końcu trzeba ją troszkę utuczyć ;-)  Chęć do zabawy również ją nie opuszcza, to dobry znak! Niestety nogi jeszcze nie pozwalają na swobodne spacery i szaloną zabawę. Musimy uzbroić się w cierpliwość i będzie dobrze.





2 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i szwy nie rozejdą się :)
    A i ładne fotki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, ja też trzymam mocno kciuki, aby wszystko się ładnie goiło. Fotki? Jeszcze sporo czasu potrzeba, aby były ładne ;-) Pozdrawiam!

      Usuń