niedziela, 16 sierpnia 2015

Pasienie 15.08.2015

Wczoraj pierwszy raz pojechałam z Jolly na prawdziwą lekcję z pasienia. Zajęcia zaczęły się o 18:00, tzn. z kilkuminutowym poślizgiem, bo do miejsca docelowego jechałam chyba przez wszystkie pobliskie wioski. Po podejściu do zagrody, Jolly zgłupiała - tu owce, tam psy, tu kot spaceruje, tam baran beczy, jakiś facet dziwnie się patrzy i chyba chce się ze mną za kumplować, a na dodatek zaczęło strasznie wiać i grzmieć. Generalnie duuużo nowch, dziwnych rzeczy. I właśnie dlatego Jolly, po wejściu do zagrody z owcami, zaczęła panikować. Kontakt z owcami zaczęłyśmy od podstaw-najpierw ja biegałam i skubałam owce, potem trzymałam  je między nogami, żeby Jolly mogła je spokojnie poniuchać, a potem starałam się ją zachęcić i zainteresować puchatymi kulkami. Jolly, za bardzo nie mogła odpalić, ale... Po zmniejszeniu stada do 3 owiec, poszła do przodu. Jakby sobie przypomniała o swoim instynkcie i do czego została stworzona. Byłam zajechana, bo ciągle musiałam ją nakręcać i motywować do biegania za owcami, biegałam i krzyczałam jakbym sama miała utajony instynkt pasterski :-D Na szczęście dało to wspaniałe owoce, a słowa instruktora, że "coś z tego będzie" dały nam kopa do przodu i satysfakcję. Trening składał się z trzech wejść "na owce" i pogadanki. Dwa pierwsze wejścia wyglądały mniej więcej tak jak opisałam wyżej. Na trzecie wejście zostałyśmy wpuszczone już na większą łąkę i na większą ilość owiec. Jolly, umiała pracować. Widziałam, że daje z siebie wszystko. Na większej łące, było jeszcze jedno utrudnienie. Na obrzeżach były porozrzucane szarpaki i piłki. Jolly, jak się ekscytuje zawsze musi mieć coś w pysku, dlatego zostawienie piłek w spokoju i skupienie się na owcach było dla niej wyzwaniem. Wyzwaniem, któremu stawiła czoło i wygrała. Po treningu, usiedliśmy pod drzewem i zaczęliśmy rozmawiać o psach, owcach, o nas, o problemach związanych z wychowaniem psa. Miałyśmy także okazję zobaczyć jak pracuje jeden z najlepszych psów Tomka. Byłam i jestem pod ogromnym wrażeniem. Pies ułożony wspaniale, pracuje na 200%, maksymalnie posłuszny i skupiony na właścicielu. Coś niesamowitego! Tego nie da się opisać-to trzeba zobaczyć.

Na zajęciach byłam u Tomka Pecold. Jest właścicielem hodowli Energizer w Żarnowcu. Ma ponad 20 letnie doświadczenie w pracy z psami w różnych dziedzinach. Człowiek otwarty, z poczuciem humory i pasją.

Poniżej tylko 2 zdjęcia z wypadu. Z następnej lekcji będzie więcej:-)

 

2 komentarze:

  1. Zawsze chciałam zobaczyć takie zaganianie owiec przez psa :).

    H&F
    http://jaimojaspanielka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie, że w końcu się odważyła. Teraz będzie już tylko lepiej. Chciałabym pooglądać takie zajęcia na żywo :).

    OdpowiedzUsuń