poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Pasienie 23.08.2015 - nauka zwrotów i podstawowych komend

Wczoraj byłyśmy na kolejnym treningu z pasienia. Przyjechałyśmy do Energizer około 11.00, a w domu byłyśmy dopiero o 17:00, także troszkę tam posiedziałyśmy. Na miejscu jest przyjemny, wiejski klimat i dlatego nie chce się stamtąd wyjeżdżać. Trening składał się z dwóch wejść, jedno na małej zagrodzie, drugie na łące z całym stadem owiec. Do Jolly miałam zwracać się już "po pastersku" tylko problem był w tym, że nie wiedziałam jak. Coś mamrotałam pod nosem, tak żeby Tomek nie słyszał i starałam się ogarnąć sytuację, ale wychodziło mi to różnie :-D Po kilku próbach ogarnięcia siebie, psa i owiec zostałam odesłana na dużą łąkę i zaczęła się szkoła życia. Miałam sobie poradzić i JUŻ! I to chyba poskutkowało. Wiedziałam, że jak sama tego nie ogarnę to nikt za mnie tego nie zrobi. Zaczęłam jakimś cudem zmieniać kierunek poruszania się Jolly, starałam się mówić do niej po pastersku (ale nadal tylko pod nosem), przeprowadzałam owce przez bramki, utrzymywałam balans i robiłam ósemki. Oczywiście wszystko na miarę swoich możliwości, czyli szału nie było, ale... Słowa Tomka, że mam PSA PASTERSKIEGO podbudowały nas:-D Jeszcze pasterz musi się podszkolić i coś z tego będzie. Po treningu Jolly
 była tak zjechana, że postanowiliśmy skończyć, żeby psiura nie zamęczyć.

Jeśli chodzi o stosunek Jolly do owiec, to uległ on ogromnej zmianie. Pierwsze spotkanie z owcami to przede wszystkim strach, stres, szczekanie, podgryzanie (biegała z wełną w mordce), a po treningu patrzyła tylko, żeby uciec do samochodu. Po treningu wczorajszym zachowanie było zupełnie inne. Jolly przestała szczekać na owce, od razu ochoczo pobiegła do zagrody i chciała pracować, już nie biegała z wełną w pyszczku, chociaż miała ochotę czasami sobie skubnąć, a po treningu nie chciała jechać do domu, tylko siedziała pod zagrodą, bacznie obserwowała wrzosówki i popiskiwała (żebym ją wpuściła do środka).

Owce, pokazały mi nowe, prawdziwe oblicze mojego psa. Jolly, nigdy nie piszczała, żeby mnie namówić na kolejny rzut piłką czy frisbee, lub żeby rozpocząć zabawę w agility. Ona za każdym razem robiła to co jej kazałam, ale nie było w tym pasji. Nie zaprzeczę temu, że Jolly lubi łapać dyski i biegać za piłką, ale to jest zupełnie coś innego niż pasienie. Pasienie to życie, piłki/dyski/hopki - urozmaicenie codzienności.

 Praca psa pasterskiego to coś niesamowitego. Dopiero podczas szkolenia widać, do czego są stworzone te psy i jaka jest ich natura. Mam nadzieję, że następnym razem uda mi się nagrać jakiś filmik, albo cyknąć zdjęcie, to zobaczycie o czym tak naprawdę piszę.
 

2 komentarze:

  1. Kurcze! Jak chciałabym oglądać na żywo taki trening! Pozdrawiamy!
    http://pani-nataszowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszamy do Energizer do Żarnowca :-) My będziemy bywać chyba coraz częściej :-)

      Usuń