W sobote Jollynka po raz pierwszy poszła ze mną do pracy. Tzn. wcześniej mnie odwiedzała, raz nawet na chwilkę została, ale to była dosłownie chwilka. Dzisiaj byłyśmy razem 4 godziny. Oczywiście dla Jolly siedzenie w zoologu wcale nie jest atrakcyjne - smakołyki ją nie interesują. Najważniejsza jest Pańcia i piłka. Żeby tylko coś wykombinować, żeby rzuciła tą piłeczkę, żeby schowała, a ja będę jej szukać, żeby się poprzeciągała ze mną, ŻEBY COŚ SIĘ DZIAŁO!!!
No cóż praca w zoologu to nie survival, jest raczej spokojna, dlatego Jolly musiałaby się naprawdę spiąć, żeby zaakceptować taką formę spędzania dnia. To nie jest kanapowiec, który prześpi dniówkę, popije wody i zje w między czasie wędzone uszko. O nie! Ona MUSI się ruszać :-) Dlatego zabieranie jej do pracy nie jest takie dobre jak wcześniej myślałam. Jolly, jest zdecydowanie bardziej zrelaksowana w domu. Zazwyczaj wtedy śpi, albo ewentualnie zje jakiś karton :-D Takiego sobie skrzata sprawiłam :-) Żeby atrakcji było mało to moja sunia wczoraj dostała okresik. Majteczki oczywiście zostały w domu. Dlatego Pańcia miała dodatkowe zajęcie i biegała z mopem co 5 minut. W czasie cieczki Jollynka jest troszkę poddenerwowana, trochę apatyczna, rozkojarzona, a do tego psy nie dają jej spokoju... Masakra. Trzeba to jakoś przeżyć :-) Poniżej kilka fotek z wczorajszego dnia. Robione telefonem, także szału nie ma.
Pozdrawiamy! :-)
Smutas, chce już wyjść z pracy. Chyba ten rodzaj kariery jej nie odpowiada:-D |
Biedna tyle zapachów wokół niej, a w dodatku jeszcze ta cieczka! ;)
OdpowiedzUsuńMoja nie potrafiłaby usiedzieć w miejscu, pewnie non stop lampiła się w króliki i chomiki :D. Ale pewnie i tak by się jej znudziło.
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia podczas cieczki. Moja jest na szczęście wysterylizowana.
Pozdrawiamy,
Monia i Roxi,
http://psie-perypetie.blogspot.com/ :).