niedziela, 31 maja 2015

Mini rajdzik - 8km

Dzisiaj bardzo spontanicznie wybrałam się z Jolly na spacer. Jak się później okazało nie tylko z Jolly, bo podczas 8km marszu dołączył do nas prawie "Ratlerek", a po kilku kilometrach York. Chciałam dzisiaj spędzić miłą, spokojną niedzielę, ale jak się już psiury podłączyły, to można było się domyślić, że spokoju nie zaznam. Póki marsz trwał, było ok, ale jak doszliśmy do celu to zaczęła się rozrywka. York, zorientował się, że chyba nie jest już na podwórku i zaczął panikować, a "ratler" wziął się za napastowanie mojej Jolly. Masakra... Moja bida była bezpieczna tylko jak pływała i biegała za frisbee. W pewnym momencie nie wiedziałam czy łapać Yorka, czy odganiać mini dobermana. Po "relaksującym" odpoczynku nad zalewem na szczęście przyjechał Łukasz. Jolly - do bagażnika, York na kolana, a Ratler uciekł... Kurcze, nie wiedziałam, że psy podczas cieczki są AŻ TAK napalone! Nie mogłam tego ogarnąć. Meksyk! W efekcie końcowym York wrócił do swojego domu. Właścicielka, nawet się nie zorientowała, że pies jej czmychnął z podwórka. My oczywiście złapaliśmy gumę. A po powrocie do domu Jolly padła. Chyba za dużo atrakcji dziś miała.
Wieczorkiem, wybrałam się z Jolly, na kolejny spacer, tzw. ostatnie siku i znowu stałyśmy się ofiarą kolejnego adoratora. Ja wróciłam do domu z podrapanymi nogami, a Jolly w szoku - że takie samce istnieją. Przez pół drogi musiałam nieść ją na rękach, bo ten napaleniec nie dawał nam spokoju, a Jolly nie potrafiła się bronić (albo nie chciała). Jolly, jest moją pierwszą suką i mówię szczerze, nie zdawałam sobie sprawy, że psy są AŻ TAK nachalne. Są dosłownie w jakimś amoku i tylko jedno im w głowie... Dzisiaj obie jesteśmy zmęczone tą jakże spokojną niedzielą. Idziemy spać!










 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz